.

.

sobota, 30 stycznia 2016

Znajomi i przeźroczysta emigrantka

Czasem po przyjeździe do Polski mam dziwne wrażenie, że przeszkadzam. Znajomym. Czuję się jakbym zanikała, lub nawet była już przeźroczysta. To jest chyba brak tej ciągłości w kontaktach bezpośrednich, codziennych telefonów, spotkań w weekendy, wspólnych imprez.
I może nawet nadal chcemy aby było tak jak dawniej, bo znamy się tak długo, bo mamy wiele fajnych wspomnień, przegadanych godzin, wypitych kaw i procentów, ale... chyba to nie wystarczy.
Jestem postrzegana już jakoś inaczej.
Bo ja wyjechałam, bo ja już nie rozumiem, bo ja mam lepiej.

Wpadam rozradowana, pełna opowieści, stęskniona, złakniona kontaktu i... czasem zimny prysznic, bo ja to mam wygodnie, bo mam urlop, a oni?
I ten zarzut, bo ja się zmieniłam, ale widzę, że to inni zmienili się względem mnie. Czasem czuję się jak jakieś dziwne zwierzątko, które obchodzi się ostrożnie z każdej strony. Bo ja jestem <<stamtąd>>. Jakby stamtąd było gdzieś w kosmosie.
Wciąż słyszę- masz lepiej bo mieszkasz tam, a my? my mamy same problemy. Nosz fuck, przecież ja też mam swoją codzienność i swoje problemy i życie na obczyźnie to nie jest sielanka. Praca, dom, kredyt, okiełznanie nowej rzeczywistości, szkolne perypetie dzieci, prawo i bezprawie, a wszystko w obcym języku. Lekko nie jest, ale nie ma co narzekać, bo... narzekam- źle, przecież ja nie mam na co narzekać, przecież teraz mam lepiej. Pochwalę życie na obczyźnie- no tak już nie jestem Polką, już wsiąkłam w obcą rzeczywistość. Jestem stracona.
I uczę się gryźć w język.
Chociażby taka głupia wymiana zdań. Ta bluzka jest tania- no tak pracujesz za granicą, to dla ciebie taniocha. Hmm... następnym razem przy innej okazji chcąc być mądrzejsza mówię- oj te spodnie są drogie- nie przesadzaj pracujesz za granicą stać cię. I myślę sobie głupia babo zawrzyj gębę, bo i tak nie dogodzisz. Nauka gryzienia języka trwa.
Tak, mamy wspólne wspomnienia, ale chyba to za mało by udźwignąć tą odległość i to, że żyje się w dwóch różnych światach...szkoda.
I ja nawet nie narzekam, przynajmniej staram się tego nie robić i staram się zrozumieć. Odległość sprawia, że to jest nieuniknione i niezależne od obu stron. I ta bliskość to jest coś co traci się gdy się wyjeżdża.
Życie na obczyźnie zmienia każdego. Inaczej postrzegamy chociażby to co dzieje się w Polsce, patrzymy z dystansem, mniej histerycznie i emocjonalnie. A może i biernie.
Tylko nieliczni widzą nas takimi jakimi byliśmy i jakimi wciąż jesteśmy. Tylko nieliczni są prawdziwi i nas widzą prawdziwych.

5 komentarzy :

  1. bo tak na prawdę nie zrozumie tego nikt, kto nie był na obczyźnie dłużej niż dwa tygodnie urlopu, kto nie zaznał obcego chleba, kto chociaż raz nie musiał go wydzierać pazurami na migi, kiedy bariera językowa i kulturowa nie pozwala inaczej... i wiesz... dookoła mnie jest mała garstka ludzi, moje Biedrony i parę innych osób, która wie jak jest i tam i tu, i nie traktują mnie jak żywą skarbonkę kiedy wracam... też się kiedyś gryzłam w język niemal do krwi,pukały do mnie pielgrzymki po suweniry, aż któregoś dnia nie wytrzymałam i się odezwałam... wypaliłam, że tak stać mnie na spodnie za 10euro, bo mam dniówki 30, tyle że zapierdalam 24 na dobę na tą dniówkę, bez względu na to czy mam grypę, sraczkę czy pieprzonego PMS-a, a skoro mi tak bardzo zazdroszczą, to niech spróbują wyjechać z niczym na miesiąc, zacząć od zera nie znając języka, pobyć bez żadnego kontaktu z rodziną i bliskimi, bez pomocy z zewnątrz,wśród obcych ludzi, których nijak nie można zrozumieć, a po powrocie to ja potraktuję ich jak żywą skarbonkę i zacytuję te wszystkie złote myśli i mądrości wyssane z palca... i kiedy widzę tych "znajomych" i "rodzinę" jak wracają z Niemiec, Holandii, Hiszpanii ze spuszczoną głową kiedy mnie widzą, to nawet nie chce mi się mówić zwykłego cześć, bo i po co?... zazdrość jest czymś co weryfikuje kontakty bardzo szybko i wcale nie potrzeba rozluźnienia w ilości telefonów czy wspólnych weekendów, im szybciej tym lepiej... na początku czułam coś na kształt wstydu, że mam lepiej, ale na miły Bóg to ja na to lepiej zapierdzielam w pocie czoła i nie raz kosztem własnego zdrowia i na szczęście już się nauczyłam, że nie muszę się czuć przez to gorsza i mieć wyrzutów sumienia, nie muszę przepraszać za to, że mam na chleb i nie jestem nikomu z "oceniaczy" nic winna, bo to co mam zawdzięczam sobie i bliskim mi ludziom, którzy nigdy nie dali mi odczuć nic podobnego, a przeciwnie zawsze mnie wspierali kiedy było ciężko na obcej ziemi... na szczęście to my wybieramy ludzi, z którymi nam po drodze:))) a przyroda nie lubi pustki:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że wielu Ci zazdrości, a Twoja nowa sytuacja przesieje przyjaźnie jak przez sito, zostaną same najcenniejsze! Bądź szczęśliwa! Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. coz ja tez mieszkam za granica , godzinami moglabym opowiadac o poczatkach tego wszystkiego co przezylam tutaj z mezem i dwojka malych dzieci , naprawde nie bylo lekko

    teraz tez tak samo trzeba placic podatki,chowac dzieci itp,itd i najgorzej,ze nie ma sie do kogo pozalic bo i tak nikt nie uwierzy ,pamietam taka jedna swoja rozmowe telefoniczna z moim tata ,do tej pory smutno sie usmiecham ... a za granica pieniazki nie leza na ulicy,taka prawda i tyle

    hm,mysle ze zycie potrafi zweryfikowac wiele bajek

    dziekuje za mila wizyte,pozdrawiam cieplo ulka

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj. Nie zrozumie ciebie nikt, kto tego nie zaznał. Zazdrość ludzka, jest jednym z elementów naszej natury i tego nie zmienisz. Rozstania. To naturalne kiedy nie ma się z kimś codziennego kontaktu, to automatycznie brakuje tematów do rozmów. Same wspomnienia tego nie zastąpią. Zrozumienie w tych czasach, to luksus. Nie gryź się w język, bo zrobisz sobie krzywdę:) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz.. to tak jak z byciem "prywaciarzem"! Mój ślubny czesto słyszy: a tobie prywaciarzowi to dobrze! Ty to masz! noszsz... jakby było tak różowo, to dlaczego nie maja i "oni, tamci" prywacizny?? Zawsze mozesz się znajomego takiego zapytać" A chcesz tez wyjechac? i na jego argument przeciw, powiedzieć:"no właśnie!"
    Ale wyobcowanie.. tak cos w tym jest! Przyjaźń przetrwa, ale (tylko lub aż)znajomość musi sie zmienić, ewoluować albo zniknąć. No i kwestia.. nie szkoda języka? warto go dla nich gryźć?
    całusy
    loonei.blog.pl

    OdpowiedzUsuń